Tuesday, October 19, 2010

19X2010

19 października 2010 roku bez problemu mógłby zapisać się na kartach historii polskiej polityki. Mógłby, ale się nie zapisze. Zakładam, że część was jeszcze nie do końca wie co się stało. Zacznijmy może od początku.
Wstęp.
10 kwietnia dochodzi do katastrofy pod Smoleńskiem. Do dziś nikt nie jest w stanie wykluczyć żadnej teorii „dlaczego?” . Strona rosyjska zachowuje się dziwnie, podaje sprzeczne informacje, nie chce udostępnić kontrolerów „wieży” do przesłuchania dla polskich prokuratorów, podsyła kilku różnych ludzi, którzy mieli kręcić słynny już filmik , na którym rzekomo można było usłyszeć jakieś głosy czy strzały. Polska strona również nie do końca ogarnia sytuację, oddaje całkowicie śledztwo stronie rosyjskiej i umywa ręce. Ciekawie prezentuje się tu konkluzja do jakiej doszedł Ludwik Dorn. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, Nicholas Sarkozy wraz z ministrami, albo premier Zapatero wraz z ministrami, ALBO Berlusconi, nie ważne. Wyobraźmy sobie, że głowa jakiegoś zachodniego państwa umiera w katastrofie lotniczej, czy w takim momencie Francja, Hiszpania, Włochy (etc.) oddają śledztwo w ręce państwa na terenie, którego doszło do katastrofy np. Polsce. Ja nie jestem w stanie ogarnąć granicy absurdu jaka zostałaby przekroczona gdyby pod Poznaniem rozbił się Sarkozy i władze francuskie stwierdziłyby „spoko Polacy, róbcie swoje”. Nie wierzę w teorie spiskowe natomiast nasz rząd w imię stosunków z Moskwą poszedł na karygodne ustępstwa.
Rozwinięcie.
Pod pałacem prezydenckim harcerze ustawiają krzyż. Pod krzyżem gromadzą się na początku wszyscy, dla wszystkich to była tragedia, dzisiaj może jest już niemodnie się do tego przyznawać, ale jednak niecodziennie w jednej chwili umiera para prezydencka, dowództwo wojska i kilku wielkich polityków – to była katastrofa i tego nikt nie jest w stanie podważyć. Z czasem jednak krzyż zaczyna żyć własnym życiem. Staje się on dla wielu ludzi (nie dla mnie) symbolem walki z władzą. Na całym zamieszaniu zyskują – prawie – wszyscy. Lewica podnosi burzę wokół wpływu kościoła i religii, PiS po przegranych wyborach zaczyna konsolidować twardy elektorat, który jest niezbędny do wygrania wyborów samorządowych, w których frekwencja jest zazwyczaj niższa, natomiast PO ma kolejny pretekst dla tuszowania swojej polityki nic nie robienia. Kiedy Tusk i jego frakcja dochodzili do władzy, dochodzili do niej postulatami wprowadzenia podatku liniowego, zmniejszenia liczby posłów i ograniczeniu biurokacji. Jak jest dzisiaj? Platforma podnosi VAT, który jak wiadomo uderzy najbardziej w ludzi najbiedniejszych, planuje nałożenie VATu na książki, gdyż „jesteśmy jednym z ostatnich krajów UE, u którego go nie ma”. Minister Rostowski dopuszcza się kreatywnej księgowości np. nie wliczając długów ZUSu do długu państwa etc. Oczywiście Platforma może się chełpić, że nasz kraj jest zieloną wyspą, co innego jednak jeśli jest nią dzięki „małym wałkom” pana Rostowskiego. PO może się chełpić, że nie ugięła się pod presją i nie wprowadziła pakietów antykryzysowych, natomiast szkoda, że nikt nie wspomina o tym, iż w tej chwili będziemy mieć największy deficyt budżetowy w swojej historii. Oczywiście wszystkie te fakty można było zamieść pod dywan tak długo jak był krzyż pod pałacem. Polityka PO od lat jest niezmienna, straszenie ludzi nową odmianą faszyzmu, czyli kaczyzmem. Można podnieść podatki, można przez 3 lata nie wprowadzić żadnej wielkiej ustawy (ze wszystkich dotychczasowych prezydentów Lech Kaczyński zawetował najmniej ustaw), można wszystko jeśli ma się za sobą odpowiednie media, apatyczną inteligencje i bezrefleksyjną masę młodych ludzi, dla których głosowanie na „Kaczorów” jest po prostu obciachem. Krzyż był potrzebny wszystkim, TVN pokazywało go jako miejsce spotkań wszystkich faszystów, nacjonalistów, ciemnych ludzi naszego kraju, a rząd korzystał. Na przykład nie było żadnej afery wokół tego, iż premier głosował 3 razy przy uchwalaniu 1232 ustaw.
Zakończenie.
Jan Klusik modlił się pod krzyżem, kiedy jeden z przeciwników tego – jak to określił premier Tusk – happeningu kopnął go w klatkę piersiową. Jan Klusik zmarł 25 września. 19 października ktoś wpadł do siedziby łódzkiego PiSu i śmiertelnie postrzelił jedną osobę, a drugą ciężko ranił, wychodzi z niego z okrzykami o „zabijaniu pisowców”. Parafrazując Dorna, wyobraźmy sobie sytuację, w której zwolennik PiSu wpada do siedziby PO i zabija jej pracownika. To może być jak mówi Jarosław Kaczyński „finał kampanii nienawiści”, albo jak pisze redaktor Ziemkiewicz „kolejny jej etap”, po tym jak TVN pokazał zakłamaną wypowiedź prezesa PiSu, a Rada Etyki Mediów stwierdziła, że wszystko było w porządku i nie ma mowy o żadnych zakłóceniach. 16 grudnia 1922 roku po nagonce ze strony endecji zostaje zabity prezydent Narutowicz. 19 październik 2010 roku również mógłby się wpisać do historii. Natomiast pewnie zostanie zapomniany. W Faktach na TVNie był wielki reportaż o in vitro, a w szkle kontaktowym pewnie będą wyśmiewać się z wypowiedzi prezesa PiSu. Sprawy nie ma.
PS
Nie jestem zwolennikiem Kaczyńskiego, jestem przeciwnikiem Tuska.