Saturday, April 30, 2011

Czerwoni się bawią, a się nie uczą.

Ach, ach wczoraj oglądałem sobie małą debatę polityczną na TVP Info (bodajże w programie „Forum”), poruszono tam dwa tematy, jeden dość istotny, drugi nieco mniej. Zaczęto od sprawy gen. Kiszczaka. Otóż ten czerwony zbrodniarz został decyzją sądu uniewinniony od odpowiedzialności za masakrę w kopalni „Wujek”. Wygląda na to, że sprawiedliwości za PRL-owskie zbrodnie się nie doczekamy, bo prędzej Kiszczak z Jaruzelskim kopną w kalendarz (cierpliwie czekam) niż zapadnie jakikolwiek sprawiedliwy wyrok w tej sprawie. Za stan wojenny winnych nie ma, za sprawę przy kopalni „Wujek” również, ZOMO-wcy „tylko” wykonywali rozkazy, których, wynika z tego, nikt nigdy nie wydał. „Nie można ruszyć współtwórców III RP”. W studiu moją uwagę najbardziej przykuwały, jednak wypowiedzi Tadeusza Iwińskiego.

Otóż ten etatowy poseł, absolwent Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy KC PZPR, autor takich publikacji jak: „Burżuazyjne i emigracyjne próby deprecjacji roli i polityki PZPR (1980–1985)”, czy „Ruch rewolucyjny w Afryce, Azji i Ameryce Łacińskiej: problemy rozwoju i strategii w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych”, ale przede wszystkim „były” komunista, dziś oczywiście socjaldemokrata, pierdolił bzdury. Niby nic niezwykłego, w końcu posłowie pewnych opcji politycznych są w tym mistrzami, TUTAJ można zobaczyć jak słodko mówi sobie „polski Zapatero”, czyli Grzegorz Napieralski (z którego jeszcze się pośmieję). Wracając do Iwińskiego wpadł on w, typową dla czerwonej opcji, retorykę jakoby nie było sensu dzisiaj rozliczać zbrodni PRL, że przecież stan wojenny połowa Polaków uważa za konieczny, a i to, że mszczenie się na staruszkach jest niehumanitarne, pozbawione sensu i niegodne. Z pewnością Tadeusz Iwiński uważa, że bycie członkiem PZPR przez ponad 20 lat jest przejawem najwyższej godności, a PRL pomimo swoich wad, ma wiele zasług, za które 38 milionów ludzi powinno zrobić laskę Stalinowi, Gomułce, Gierkowi, Jaruzelskiemu i Kiszczakowi.

Zabawnym, lecz niestety słodko-gorzkim, epizodem tej debaty był moment, w którym pokazano wyniki sondy według, której to tylko 45% uważa, iż winny jest Kiszczak, a 34% (te jedności mogą mi się mylić, to mogło być 46 i 33 równie dobrze) nie ma zdania na ten temat. Co swoją drogą pokazuje jak bardzo jesteśmy skołowani, że nie potrafimy ocenić tak czarnobiałych wydarzeń sprzed ledwie 30 lat. Jak bardzo nasiąknęliśmy michnikowskim kłamstwem. Zabawnym aspektem może się wydać ironiczne zapytanie redaktora Ziemkiewicza, dlaczego nie było opcji mówiącej, że górnicy sami są sobie winni.

Drugim tematem była beatyfikacja Jana Pawła II. W pewnym momencie, mój faworyt, Iwiński znowu zaczął popis – wystarczyły dwa zdania. Pierwsze mówiące o tym, że konkordatu nie powinno być, a następnie opowiadając jak z Millerem wspólnie prosił papieża by ten otwarcie popierał wejście Polski do UE. Dał tym dowód na dwulicowość obozu lewicy, którego dwójmyślenie jest bardzo daleko posunięte. Z jednej strony czerwoni potrafią atakować kościół za to, że ma czelność zabierać głos w debacie publicznej, z drugiej strony jeśli potrzebne są głosy to można poprosić nawet papieża. Przykłady takie można mnożyć. Lewica opowiada się przeciwko karze śmierci, co jednak nie powinno dawać jej podstaw do braku osądzenia Jaruzelskiego czy Kiszczaka. Opowiada się przeciwko karze śmierci, co absolutnie nie przeszkadza jej w byciu za liberalizacją ustawy aborcyjnej, bo przecież to zlep komórek, a skąd to wiemy? No nie wiemy, rekordowy wcześniak miał 21 tygodni. A skoro żadne z nas np. nie ma wspomnień sprzed 2 roku życia to może powinniśmy móc zabijać dzieci do 2 roku życia też, skoro i tak nie są w stanie się dogadać, ani same przeżyć? Postkomunistów tak samo oburzają przywileje finansowe kościoła, jak próba odebrania wysokich emerytur współtworzącym aparat represji. Czerwona hołota bije na alarm, kiedy PiS „tworzy państwo policyjne” (hehe), ale pod ziemie zagrzebuje fakt, że duża część jej członków sama współtworzyła PRL. Na przykład poseł Tadeusz Iwiński.

Friday, April 22, 2011

10 najlepszych piosenek Pains of Being Pure At Heart



Dlaczego The Pains of Being Pure at Heart? Dlaczego? Przecież istnieje miliard lepszych zespołów. Przecież są oni zaledwie jednymi z wielu odnoszącymi się do tych wzorców. Przecież jest takie M83, które wskrzeszając momentami tego samego ducha, robi to dużo lepiej. Wydali ledwie dwa albumy, a między poszczególnymi piosenkami nie słychać jakiejkolwiek przepaści stylistycznej. Można napisać nawet, że większość z nich brzmi podobnie. Z drugiej strony the Pains of Being Pure at Heart, to zespół, który kocha wiosnę, lato, zieleń, słońce, niebieskie niebo, wakacje i miłość. To zespół, który jest uosobieniem nastoletnich emocji, pięknych, gwałtownych i naiwnych. Tak tłumaczę się z wyboru, tak robię to mało przekonująco. Posłuchajcie tych 10 piosenek, jak chcecie to przeczytajcie te 10 opisów. Może widząc słońce za oknami poczujecie „to coś”.


10. My Terrible Friend

Na ostatnim miejscu mogłaby się znaleźć pewnie jakakolwiek inna piosenka, skąd wybór właśnie na tę? Ten utwór pięknie definiuje zespół, są słodkie klawisze, jest mechaniczna sekcja rytmiczna, tęskny wokal i teksty takie jak ten: „Everyone is pretty and fun, everyone is lovely and young/ Everyone is gentle and gone, but everyone's just everyone/ And you're the one who's breaking me/ And you're the one who just won't leave”. Najbardziej niezwykły ze zwykłych tracków.


9. Falling Over

Czarny koń z Higher Than the Stars EP. Kawałek nawet w zasadzie totalnie „niepainsowy”. Jeśli członkowie zespołu chodzili na dyskoteki szkolne i tańczyli przytulańce to pewnie tamte momenty, wyryte głęboko w ich głowach, inspirowały ich do stworzenia tej piosenki. Chociaż rozumiem, że paleta skojarzeń może być tu bardzo długa. Piosenka najprawdopodobniej zostanie zapomniana, bo przecież Pains of Being Pure At Heart raczej nigdy nie dorobią się diehardów, którzy po latach odgrzebywaliby ich stare nagrania, ale obym się mylił, bo temu trackowi pamięć się należy!


8. The Body

Pod tęsknymi klawiszami snuję się smutny, zawodzący bas. Nieco patetyczna gitara w refrenie, niknie gdzieś w gąszczu wszystkiego. Jedna z fajniejszych perkusji, zwłaszcza dobrze brzmi w tych momentach, kiedy zostaje sam na sam z wokalem (po wstępie i po refrenie).


7. Come Saturday

Długo, oj długo Come Saturday była moim faworytem jeśli rozchodzi się o nowojorczyków. Brudny bas, błądzi i wspólnie z perkusją, ciągnie piosenkę ku refrenowi, a ten jest jednym jeden z najlepszych w ich wykonaniu. No i wielki plusik za sympatyczną „college’ową” solówkę gitary.


6. Heart in Your Heartbreak

Oddaję głos zespołowi: And your friends don't understand that the world could end/ And it would feel no worse than this/ Every thought of the look in her eye/ Like a cold California sky/ She was the heart in your heartbreak/ She was the miss in your mistake/ And no matter what you take/ you're never going to forget”. No I przesympatyczny numer po prostu.



5. This Love Is Fucking Right


Stęskniona, hałaśliwa, słodka. Taka jest ta piosenka, z jednej strony jak każda inna Painsów, a z drugiej coś w niej drzemie. Może to ten tytuł, a może to ta gitarka, która beztrosko przemierza rejon pod chropowatym podkładem?


4. Say No to Love

Samotny singiel, który nie znalazł miejsca na żadnym z krążków. Fragmenty z „You just don’t feel” poruszają nas nie mniej niż wszystkie pierwowzory nowojorskiej formacji. Mało tego piosenka jest dumną posiadaczką najlepszego teledysku w historii wideoklipów. Tak przynajmniej oficjalnie twierdzi przedstawicielstwo sieka90.blogspot.com, a podobno warto im czasami zaufać. Bardzo miły finał również zasługuje na to, żeby go tutaj odnotować.


3. Heaven’s Gonna Happen Now

Mój osobisty faworyt z drugiego albumu. Nie wiem co mogę dodać na temat tej piosenki, ale specyficzny dżyngiel w refrenie przypomina mi o pewnej płycie sprzed 20 lat, a zwłaszcza o mojej ukochanej „piątce” [Loveless – 05 When You Sleep]. Personalny przehajp? Raczej bardzo dobra piosenka, nie bójmy się powiedzieć tego głośno, Painsi są zespołem, który może hurtowo dostarczać nam dobrych utworów.


2. Stay Alive

Najlepszy numer z debiutu, oparty na, typowym zresztą dla zespołu, kontraście słodko-gorzkiej struktury zwrotka-refren. Ściana, która zresztą pojawia się w refrenie przypomina o Jesus & Mary Chain, albo zapomnianych herosach, którzy swoje 5 minut mieli w roku 2009 – Japandroids. Dodatkowy plus za Peggy Wang, która staje się na naszych uszach w klika chwil Billindą Butcher.


1. Higher Than the Stars

Absolutny majstersztyk, wydany na EPce o tym samym tytule, niedługo po pierwszym albumie. Nie wiem, czy kiedykolwiek Painsi byli tak blisko zdefiniowania samych siebie jak w tym numerze. Tutaj jest wszystko, syntezatorowa ściana dźwięku, gitary, słodkie chórki Peggy Wang. Teoretycznie to taka sama piosenka jak każda inna, w praktyce jednak POBPAH osiągnęli tutaj swój mały absolut.

Monday, April 11, 2011

Krajobraz (rok) po bitwie. (nie tylko)Czang Kai-shek nie żyje. [part II]

W rocznice katastrofy smoleńskiej warto jest zastanowić się przede wszystkim co te 12 miesięcy żałoby nam dało. Czy w ogóle o cokolwiek nas to wzbogaciło? Z jednej strony łatwo jest odciąć się zupełnie od tej atmosfery, stwierdzić, że rozpamiętywanie tego, rozdrapywanie jest pozbawione sensu i z góry ocenić to jako sprawę, której przyglądają się tylko najzagorzalsi narodowcy, zresztą często mówi się, że przy tej okazji, że katastrofa została niejako zawłaszczona przez środowiska bliskie zmarłemu prezydentowi. Jest to oczywistą bzdurą, katastrofa smoleńska została po równo wykorzystana przez wszystkie środowiska polityczne, a instrumentalne traktowanie tego wydarzenia jest domeną głównie polityków Platformy Obywatelskiej. O czym zaraz.

Dla mnie przede wszystkim ten rok uwypuklił to co trwało w Polsce przez ostatnich kilka lat. Atmosfera, która narodziła się w ciągu tych nastu miesięcy jest dowodem na to jak chwiejna i niespokojna jest demokracja narodzona z chorej matki. Nie wiem dokładnie jakie były nastroje ludzi na początku III RP, mogę się tylko domyślać, ale śmierć tych 96 osób kazała mi przemyśleć jeszcze raz czy okrągły stół był zdradą czy wykorzystaniem szansy. Nie potrafię dziś oprzeć się wrażeniu, że jednak tym pierwszym, a tragicznie zmarły prezydent uosabiał w pewien sposób myślenie tych zawiedzionych obrotem spraw. Był pierwszą osobą od dawna na tak wysokim stanowisku, która stawała w obronie tych, którzy poczuli się osamotnieni. Przez postać Lecha Wałęsy doszło do karygodnego uproszczenia, ten kto jest z nim – walczył o wolność, a ten kto podważa jego zasługi jest sfrustrowanym prawicowym karłem. Tymczasem spójrzmy na fakty, w żadnym innym kraju elity komunistyczne nie zostały potraktowane tak pobłażliwie. Być może pewnego dnia usłyszę, że gdyby nie Kiszczak nie byłoby dzisiaj demokracji. Tylko czy tego chcieliśmy?

Mi przypomina to sytuacje, w której RFN musiałoby tworzyć swoją elitę w oparciu o osoby związane z NSDAP. Na zachodzie ludzi z rękoma we krwi od razu odciąga się od władzy. Postacie ze środowiska narodowo-socjalistycznego nigdy nie mieli szerszych wpływów w Niemczech Zachodnich, podobnie jak po upadku muru berlińskiego niemal od razu odsunięto przedstawicieli komunistycznego aparatu ze wschodu. Dlaczego nie udało się tego zrobić w Polsce? Dlaczego okrągły stół został ogłoszony zwycięstwem? Ja nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, w której oprawcy, z krwią na rękach, dzielą się łupami na pół z ofiarami i zaczyna się festiwal zapomnienia w wyniku, której przedstawiciele katów po kilku latach dochodzą do władzy. Kwaśniewski, Oleksy czy Miller, oni wszyscy z dnia na dzień z komunistów, którzy podtrzymywali bezduszny system przy życiu i wykorzystywali niedole zwykłych obywateli, stali się szanowanymi socjaldemokratami świadczącymi o pluralizmie polskiej sceny politycznej. To jest ROZCZAROWANIE i o tym mi przypomina katastrofa smoleńska. Ten festiwal amnezji stał się tak powszechny, że dzisiaj już nie wiadomo kto był gdzie i kiedy. Głosujemy na ludzi o podwójnej moralności, którzy w imię władzy wyrzekli się swoich przekonań, bezideowa masa rządzi prawie 40 milionowym krajem z poparciem przeszło połowy społeczeństwa. I nie dotyczy się to tylko komunistów mający bezpośredni wpływ na życie ludzkie przed 89, dotyczy to również, a może przede wszystkim, tych walczących o wolność, którzy ogłosili zawieszenie broni tuż przed decydującą batalią dzieląc się łupem i poniekąd przedłużając istnienie PRL.

Dlaczego na początku lat 90 nie udało się odkreślić przeszłości grubą kreską? Jest to pytanie, na które być może nigdy nie poznamy pełnej i wyczerpującej odpowiedzi, ale jest to pytanie ważne. Warte tego by powtarzać je jak mantrę dopóty dopóki ostatni z oprawców i umywających ręce nie spoczną w grobie. To co niektórzy nazywają bezsensowną polityczną grą w teczki jest w rzeczywistości najzwyklejszym POSZUKIWANIEM SPRAWIEDLIWOŚCI. Dewiza państwa czeskiego głosi, iż prawda zawsze zwycięża. My nad Wisłą możemy się dużo nauczyć od naszych sąsiadów z południa. Tam po upadku komunizmu udało się rozliczyć z przeszłością. U nas niestety nie. U nas prawda nie zwyciężała, a została poddana procesowi ośmieszenia, bagatelizacji i zapomnienia. Każdy kto choć przez sekundę się jej domaga jest spychany do rogu. W imię postępu i nowoczesności każe się nam zapominać o przeszłości wcale nie tak zamierzchłej, mającej wciąż duży wpływ na nasze życie. I nie każe się nam zapominać od wczoraj, ten proces zaczął się tuż po zmierzchu PRL, kiedy głosowano nad ustawą lustracyjną ledwie kilka lat później były podnoszone identyczne głosy co teraz. W czym wielki sukces ludzi pokroju Michnika.

Ktoś może zapytać jaki jest sens odbierania dzisiaj schorowanemu, biednemu i staremu generałowi Jaruzelskiemu emerytury, ja jednak pytam, jakim prawem za nasze pieniądze mamy utrzymywać pachołków Moskwy, którzy nigdy nie mieli dylematów moralnych w kwestii traktowania ludzi walczących o odrobinę normalności?
Jeśli ktoś patrzy na tłum na Krakowskim Przedmieściu i widzi tylko sfrustrowanych starców, którzy wszędzie szukają spisków i oskarżają wszystkich o wszystko, to znaczy, że w pogoni za nowoczesnością, gdzieś pomiędzy mydleniem sobie oczu, że wszystko jest normalne, a krzyczeniem, iż największym zagrożeniem dla państwa jest klerykalna mafia i zakaz aborcji, całkowicie odrzucił historyczną perspektywę zjawiska. Ci ludzie są tam dlatego żeby zamanifestować, że oto odchodzi na naszych oczach szansa na zwyczajną sprawiedliwość. Dlatego jestem głęboko zszokowany brakiem głębszej refleksji w mediach i ograniczania interpretacji tego zjawiska do zaproszenia trzech – czterech psychologów, którzy debatują 30 minut nad 12 sekundowym filmem, nadesłanym przez wiernego widza, ukazującym przepychanki lub śpiewanie hymnu.

Druga sprawa, którą należy poruszyć przy okazji podsumowania ostatniego roku to fakt wykorzystywania tej tragedii do politycznych gier. Krew mnie zalewa jeśli słyszę, że PiS jest jedyną partią nagłaśniającą katastrofę, a cała reszta stara się jak może by odciąć się od tematu. Przecież to nie kto inny jak Donald Tusk zamiata pod dywan Smoleńska kolejne upadki swojego rządu i czasami mam wrażenie, że premierowi trochę szkoda, bo nie mieści się pod nim raport MAK i lekceważąca postawa rosyjskich władz. SLD również udało się skonsolidować swój elektorat podnosząc temat miejsca krzyży w przestrzeni publicznej i odżegnując się od nacjonalistycznej postawy w imię nowoczesności spod znaku Unii Europejskiej. Jeśli PiS podnosi temat katastrofy to robi to mając czyste intencje. No chyba, że ktoś uważa, iż dążenie do prawdy i próba rzetelnego wyjaśnienia katastrofy to motywy przesiąknięte brudną polityczną grą. Robi on to ignorując fakty takie jak niszczejący wrak, brak czarnych skrzynek i mnóstwo nieprawidłowości, które najczęściej nie były winą Kancelarii Prezydenta, bo jej rola w organizacji wyprawy ograniczała się do wysłania zaproszeń, zresztą urzędnicy głowy państwa dowiedzieli się o rozdzieleniu wizyt (premier miał osobną, jeśli ktoś już zapomniał od natłoku informacji) jako ostatni (chodzi oczywiście o strony bezpośrednio zaangażowane w wizyty).

Chociaż oczywiście zawsze macie prawo uważać jak Szanowna Pani Magdalena Środa, że to Lech Kaczyński ma na swoich rękach krew, a podnoszenie tej jakże nieistotnej sprawy jest kolejnym hamulcem w budowaniu Polski opartej na nowoczesności i postępie, wolności, równości i braterstwie.