Sunday, November 14, 2010

2005-2010

Ludzie są jednak ślepi.
Tak samo jak nie jestem w stanie rozmawiać o sytuacji kobiet w Afganistanie z osobą, która nie wie gdzie leży Afganistan, tak samo nie mogę rozmawiać o polityce z osobami, które swoją wiedzę opierają na Faktach lub Wiadomościach.
Historia Polski w ostatniej dekadzie ma kilka punktów krytycznych i jeden naprawdę wielki dzisiaj nieco zapomniany. Nie powiem, że byłem w pełni świadomy w tematach około politycznych, kiedy miałem 15 lat, ale z całą pewnością coś tam rozumiałem. Pamiętam pierwszą wojnę na żywo w historii polskiej telewizji (tj. Irak) i pamiętam jak zaznaczałem sobie w kalendarzu pisakiem, kiedy rozpoczęła się cała operacja, kiedy wojska amerykańskie podeszły pod Bagdad, jak Saddam ukrywał się jeszcze dłuższy czas po zakończeniu działań. Pamiętam jak Miller mówił Ziobrze, że jest zerem. Jest jednak jedno wydarzenie, o którym zapomniano, o którym dzisiaj mało kto wspomina. Mało kto dokonuje analizy polskiego społeczeństwa przez jego pryzmat.
W roku 2005 byłem „zwolennikiem” (wiecie to głupio brzmi w odniesieniu do piętnastolatka) Platformy Obywatelskiej. Skorumpowany i całkowicie zdyskredytowany rząd lewicy upadał zostawiając bardzo dużo miejsca na scenie politycznej. [Mała ciekawostka, SLD w tych wyborach, kiedy było na przysłowiowym dnie uzyskało 11% czyli 2% mniej niż w ostatnich – stąd dziwi hurraoptymizm lewicujących mediów.] Chętnych do przejęcia mandatów po rządach postpezetpeerowskich polityków było wielu, nabywców czterech. Prawo i Sprawiedliwość, centroprawicowa partia założona przez kompetentnych konserwatystów. Platforma Obywatelska, liberalna, fachowa i nowoczesna frakcja. Poza tym kuriozalna Samoobrona i niemniej oryginalna LPR. Do tego oczywiście PSL, o którym od dwudziestu lat wiadomo tylko tyle, że jest. Tak to wyglądało w 2005 roku. Pełni nadziei Polacy poszli do urn, wtedy liczyliśmy na POPiS [Word podkreślił mi to jako błąd!] koalicje dwóch największych partii szeroko pojętej prawicy. W tamtym okresie dla wszystkich było oczywiste, że różnice programowe między tymi frakcjami są kosmetyczne i nie będzie problemów. Niestety okazało się, że wygrała partia bliźniaków Kaczyńskich, dla pewnej siebie Platformy pójście na ustępstwa przy budowie koalicji były niedopuszczalne.
Przez następne 2 lata politycy PO dawali ciche przyzwolenie na szydzenie z elektoratu PiS, sami pozwalali sobie na uszczypliwości wiele razy poniżej granicy jakiegokolwiek dobrego smaku. Powstała koalicja trzech partii, które nie miały ze sobą wiele wspólnego. Zapewne część z was żyje w przekonaniu, że LPR to w zasadzie nieco bardziej radykalne skrzydło PiS. Może i tak, jednak trudno znaleźć argumentacje, która byłaby mnie w stanie do tego przekonać jeśliby wziąć pod uwagę, że do dzisiaj nie odbył się żaden masowy exodus członków mniejszej partii do większej, co byłoby zgodne z logiką. W tym momencie ja wciąż byłem jednak za Platformą, która dla mnie uzyskała status partii poszkodowanej przez los. Naiwnie wierzył w słowa liderów opozycji, którzy każdą najmniejszą gafę szeregowego członka PiS potrafili rozdmuchać do rozmiarów tragedii narodowej, którzy straszyli nas współczesnym faszyzmem – kaczyzmem, którzy potrafili obrócić skorumpowanych urzędników w ofiary gry politycznej. Łzy posłanki Sawickiej ukryły całkowicie fakt przyjęcia przez nią łapówki. Nagle wszyscy widzieli w niej kobietę, która została uwiedziona przez czarującego agenta CBA. 50 tysięcy, które zainkasowała tłumaczone było miłymi SMSami i kwiatami. Wtedy ta argumentacja do mnie trafiała, wtedy wierzyłem, że PiS podstępem podszedł biedną kobietę. Dzisiaj potrafię sobie zadać trud i pomyśleć, a nie tylko słuchać dźwięków z telewizora. Dzisiaj wiem, że niezależnie czego by nie zrobił ten agent to poseł jest posłem, wybieranym przez społeczeństwo i biorąc 50 tysięczne łapówki nie wykonuje swojej pracy należycie.
W tym okresie stało się też coś strasznego, coś czego można było uniknąć. Tusk odmawiając Kaczyńskiemu koalicji wiedział co robi z punktu widzenia rachunku politycznego, zdawał sobie sprawę, że osamotniony PiS nie będzie w stanie skutecznie rządzić, bo tworząc rząd mniejszościowy wyjdzie jako skrajnie nieskuteczny, a w absurdalnej koalicji prędzej czy później zacznie dochodzić do pęknięć i kompromitacji. Plan Tuska wydawał się być idealny, nie przewidział jednak nikt w PO drugiej strony medalu.
Naśmiewając się z elektoratu PiS, zrównując go do moherowych babć, dając przyzwolenie na skandaliczne uproszczenia w telewizji, którą PO ma za sobą, doszło – bo dojść musiało – do podzielenia się Polaków. Na tych, którzy czuli się odrzuceni przez partię, która od 2007 roku rządzi i na tych, którzy są przeciwko ciemnocie i zacofaniu. Wyborcy Kaczyńskich w ciągu dwóch lat z konserwatystów stali się faszystami. Nagle okazało się, że ci wszyscy ludzie, którzy interesowali się polityką dłużej niż 5 lat i pamiętali wszystkie wpadki i niedotrzymane obietnice Tuska z lat 90 są słuchaczami Radia Maryja. Nie było już drogi odwrotu wszystko zaczęło się kręcić. PO zdało sobie sprawę jak wiele jest w stanie ugrać, kreując negatywny wizerunek PiSowi, wielu ludzi nie chciało być kojarzonych z ciemnogrodem i zabobonami toruńskimi uciekło z grona wyborców Kaczyńskich. W ciągu dwóch lat okazało się, że partie, które miały być twórcami największej koalicji III RP nie mają ze sobą nic wspólnego. Z tej perspektywy nie dziwi mnie absolutnie podzielenie Polaków, elektorat Kaczyńskiego jest mniejszy, czuje się bardziej zagrożony staje się głośniejszy. Elektorat PO powoli rozrasta się do olbrzymiej rzeszy wyborców, którzy często interesują się polityką jak mój pies astronomią, ale czują potrzebę spełniania obywatelskich obowiązków gdzieś pomiędzy pierwszą edycją „Mam talent” a siódmą „Tańca z gwiazdami”. Nie żeby coś, ale kiedy rozmawiam z kimś o polityce i pytam czemu głosował na PO najczęściej słyszę odpowiedź „Bo za PiSu to się kłócili”. Dzisiaj jesteśmy na tym stopniu absurdalności poruszanego przeze mnie zagadnienia, że nikogo nie dziwi, iż liberalna Platforma podwyższa podatki, które obniżała konserwatywno socjalna ekipa Kaczyńskiego. I z takich absurdów można by się śmiać godzinami, tylko, że osoby, które mają olej w głowie widzą, że coś jest nie tak. Stwierdzenie „Jestem dumny, że jestem Polakiem” nagle stało się wypowiedzią skrajnie nacjonalistyczną. Kilka dni temu w Warszawie mieliśmy dwa marsze jeden organizowany przez ONR, a drugi przez środowiska skrajnie lewicowe. Ktoś może zarzucać, że Marsz Niepodległości był faszystowskim zrywem. Mnie interesuje jedno, jak to możliwe, że ta bezmózga prawicowa hołota, która najchętniej by zabiła wszystkich nie-Polaków zrezygnowała za starcia, z nielegalną kontrmanifestacją, która tak naprawdę nie służyła niczemu. Można też dopisywać różnorakie motywy marszowi organizowanemu przez ONR natomiast stwierdzenie, że to miało mieć charakter faszystowski jest grubą przesadą. Po pierwsze widziałem część ludzi, którzy brali w nim udział i to SERIO nie było zbiegowisko głodnych opierdalania ryjów murzynom skinheadów. Po drugie tych ludzi było dużo, było ich bardzo dużo, na tubie jest filmik jak ta manifestacja idzie i idzie i tak przez 7 minut. Gdyby ci ludzie chcieli, mieli takie motywy mogliby bez problemu zdezorganizować życie miasta, niszczyć wystawy sklepowe, podpalać budynki, przerwać kordon policji oddzielających ich od ludzi, którzy przyszli tylko w jednym celu, przeszkodzić im. Z jakiś dziwnych przyczyn tego nie zrobili, dlaczego? Bo może przyszli tylko pokazać, że są dumni z tego, że są Polakami?
Niestety żyjemy w czasach, kiedy gdy ktoś odmawia gejom ich praw jest uznawany za zabobonny ciemny lud. Kiedy ktoś wychodzi na ulice 11 XI w dzień tak naprawdę jednego z dwóch wielkich świąt o charakterze narodowym żeby zamanifestować swoją przynależność do narodu zostaje wrzucony do jednego worka ze skrajnymi nacjonalistami. Żyjemy w kraju, absurdów człowiek niegłosujący na PO czy SLD musi się tłumaczyć w towarzystwie dlaczego popełnia taki czyn. W Ameryce nikt nie widzi niczego złego w tym, że sąsiad ma flagę państwową przed domem cały rok, w Wielkiej Brytanii Szkoci dbają o swoją odrębność i nikt na nich psów nie wiesza. Natomiast u nas… cóż mam wrażenie, że wiersz „Kto ty jesteś? Polak mały” będzie niedługo w jakimś zbiorze ksiąg zakazanych.
Żeby była jasność ja nie czuję wielkiej dumy z bycia Polakiem, raczej się pogodziłem i nie kryje się z tym pod płaszczem terminów „kosmopolita/obywatel świata”. W haśle Bóg, Honor, Ojczyzna żadne z trzech słów nie jest mi specjalnie bliskie. Natomiast chodzi tu o fakt, iż wojna polsko-polska wybuchła nie przez rząd PiS, a przez niedojście do koalicji Tusk – Kaczyński. Można by powiedzieć, że wina za to leży po stronie poprzedniej władzy, ale przecież ilość i priorytetowość resortów jakie dostały LPR i Samoobrona pokazały jasno, że ze swojej strony PiS był skory do ustępstw. To Platforma sprawiła, że ludzie uwierzyli, iż ich psujący się samochód, sikający w domu pies, czy wygazowane piwo są winą Kaczyńskich. To ludzie Tuska sprawili, że obywatel Polski mówiący o narodzie staje się faszystą, a o potrzebie chodzenia do kościoła ambasadorem rydzykowej ciemnoty. I w końcu to ci, którzy są teraz u władzy sprawili, że my dzielimy się na lepszych i gorszych, a nie dzieli nas wykształcenie, miejsce urodzenia czy preferencje kulinarne. Dzieli nas tylko krzyżyk przy urnie w kratce wyżej lub niżej.