Monday, April 26, 2010

Facebook

Facebook to dziwnie miejsce gdzie ludzie niesamowicie lansują się zdjęciami z niesamowitych klubów, z niesamowitymi znajomymi w niesamowitych kreacjach i koniecznie z niesamowitymi gadżetami. Szukają, pomimo 10 krotnego wygłoszenia w ciągu standardowej imprezy „to ląduje na fejsie”, swoich twarzy na fotkach z melanży, robią sobie nawzajem mentalne laseczki komentarzami o tym jak to „grubo nie było”. Portal społecznościowy pokazać może nam też jacy dzisiaj nie jesteśmy szczęśliwi, jak bardzo nie jesteśmy zakochani. MAŁO TEGO tak samo jak na beznadziejnej naszej-klasy, sam proponuje nam znajomych. Informuje nas o tym kto nas dzisiaj kocha, lubi, kto jest przyjacielem, a nawet kto klęka do miecza. Myli się ten kto myśli, że to już wszystko (nikt?). Oprócz tego możemy pierdolnąć sobie dojebane testy, z których (ku wielkiemu zaskoczeniu) wyjdzie nam śmieszna odpowiedź, a te możemy wrzucić na naszą tablice. Jest bardzo możliwe, że ktoś skomentuje nam nasz śmieszny wynik! Możemy się dowiedzieć czy bardziej jesteśmy kotem czy psem, czy raczej mamy depresje czy raczej nie. Prawdziwym fenomenem Facebooka są jednak grupy. Im bardziej bezideowa tym lepiej, wskazane również by miała angielską nazwę – to dodaje jej powagi, czaicie – fachowa mina i premia zapewniona. Nazwa grupy jest jej kluczem. Dominują grupy z opisami, o tym jacy to leniwi nie jesteśmy – czasami zdarzają się takie ŚMIESZNE PEREŁKI! Rzecz dla prawdziwych pozytywnie szajbniętych. Oprócz tego jest trochę grup z nostalgią w tle „Śpiewaliśmy fristaja łaka maka fon” etc. Co do pozytywnych świrów, są też grupy w klimacie, „wiem, że jestem pojebany i co z tego”, „może jestem świrem, ale pozytywnym” utwierdzają mnie w przekonaniu, że poziom humoru polskich nastolatków wykracza daleko poza Marcina Dańca i kabaret Ani Mru-Mru.
Zupełnie na poważnie, nożem można pokroić schabowego i zajebać człowieka. Uwierzcie, że są ciekawsze rozrywki od siedzenia po kilka godzin na fejsie, za oknem też jest świat i nie musi się on ograniczać do wypadów na melanże i przerw między lekcjami.

Monday, April 19, 2010

Kate Nash - My Best Friend Is You

Nie wiem czy ktokolwiek czekał na nową płytkę Kate Nash. Prawdziwy fan brzmi tu równie absurdalnie co w przypadku np. Crystal Castles, nie potrafię sobie wyobrazić żeby dla kogokolwiek mogła być ona ulubioną wokalistką. Mimo całej mojej sympatii do Kasi nie chciałbym aby ktoś uważał ją na tę chwilę za kogoś więcej niż „te laskę od Foundations”. Nie zasłużyła.
Drugi album Brytyjki przynosi odpowiedź na pytanie jaki jest najmodniejszy fason w tym muzycznym sezonie. Beach House, Vampire Weekend, Jonsi i w końcu Kate Nash. Oni wszyscy wydali w 2010 płyty, na których zawartość słodkości wykracza daleko poza normę. Wierzcie lub nie, ale na Made of Bricks bywało już nieznośnie, wiele osób nie mogło poradzić sobie w przesłuchaniu jej debiutu od deski do deski. Tutaj wszystko jest daleko za jakąkolwiek skalą. Słuchanie średnich kompozycji jest bardzo nieprzyjemne gdy między zębami ciągle czujemy kryształy cukru, ten rozpuszczając się wchodzi we wszystkie możliwe dziurki będące wynikiem naszych dentystycznych zaniedbań. To boli.
Dla mnie Kate Nash ma znaczenie bardzo sentymentalne i osobiste ze względu na przywoływany już wyżej singiel z debiutu. Zresztą na samym Made of Bricks na upartego można było znaleźć jeszcze kilka „więcej-niż-spoko” kawałków, z prawdziwą perłą „The Nicest Thing” na czele (choć dopiero pod przedostatnim indeksem). Tutaj niestety nie możemy na to liczyć. Dostaliśmy drugą – ewidentnie słabszą – część pierwszej płyty. Jest źle.
Puszczona długo przed premierą w sieć piosenka „I Just love you more” sprawiła, że serce przez chwilę zabiło szybciej. Czyżby Kasia porzuciła słodkie melodyjki na rzecz zadziornych gitar? Takie „noisujące Blondie”, niestety nie. Jedna jaskółka nie uczyniła przysłowiowej wiosny. Już singiel „Do-Wah-Doo” pokazał mi jak srodze się myliłem. Dziewiczy odsłuch całej płyty zakończył się kapitulacją, po części z braku czasu po części zbyt wysoki poziom cukru mi nie pozwolił. Zakręciło mi się w głowie i musiałem odłożyć jakiś czas. Drugi odbył się już na pusty żołądek i w całości. Było ciężko.
Niestety nie ma tu ani jednego singlowego wymiatacza jak „Foundations”, nie ma ani jednej perły jak „The Nicest Thing” i w końcu nie ma żadnego zwrotu, Kate Nash zahibernowała się i po trzech latach dała nam Made of Bricks 2, okrojone o najlepsze piosenki. W zamian za nie mamy 2 piosenki „eksperymentalne” (w światku Kasi ioczwiście) „I Just love you more” i „Mansion Song”, o ile pierwsza daje radę o tyle druga „nie w chuj”. Z Kateowych standardów najlepiej wypada „Take me to a higher plane”.
Wiem już czemu nikt nie pisze o Kate Nash – druga płyta dobitnie pokazuje, że nie warto.

Saturday, April 10, 2010

(nie tylko)Czang Kai-shek nie żyje.

Siemka, dzisiaj razem ze wszystkimi a nie przeciwko.
Tydzień temu mój wujek zawoził mnie do roboty i chwilę gadaliśmy o wyborach. Rzuciłem, że w drugiej turze chyba zagłosuję na Kaczyńskiego, w pierwszej wiadomo Jego Królewska Mość Janusz Korwin Mikke. Zostałem delikatnie pojechany, właściwie nie byłem wielkim zwolennikiem Kaczyńskiego, ale jestem gorącym przeciwnikiem PO, a oddając nieważny głos mogę im zrobić tylko ½ krzywdy. Dzisiaj wiadomo, że to już tylko gdybanie.
***
Katastrofa samolotu nad Smoleńskiem to coś co odbija się we mnie w dużo większym stopniu niż WTC czy śmierć JP2, kiedy umierała nasza głowa kościoła akurat miałem pierwsze wątpliwości co do sensu wiary (takie gimnazjalne wiadomo, szczeniackie nieco, pierdolenie). Zostałem trochę razem ze wszystkimi rówieśnikami wepchnięty do worka z pieczątką generacji nazwanej jego papieskim imieniem. Zupełnie niesłusznie bo Karol Wojtyła dla nas nie miał nawet w połowie takiego znaczenia jak dla naszych rodziców czy dziadków, którzy zmagali się z codziennością w smutnym okresie komunizmu. Prawda jest niestety taka, że dla ludzi urodzonych za połową lat 80 był on już tylko, tym starym miłym panem w białej szacie, którego MUSIMY podziwiać. Dzisiaj mając swój rozum możemy go ocenić na chłodno. Wiemy, że miał wielkie zasługi dla polityki międzynarodowej, wiemy też dlaczego Sinead O’Connor podarła jego zdjęcie i w końcu część z nas rozumie, że i w samym kościele jego poglądy są różnie oceniane. Z jednej strony orędownik pokoju i dla nas Polaków symbol walki z komunizmem, z drugiej wróg prezerwatyw i papież, który wypuszczał świętych, błogosławionych w zastraszającym tempie – coś jak produkcja taśmowa. Co do WTC, zamachów w Madrycie czy Londynie, po wszystkich tych zdarzeniach Polska ogłaszała żałobę narodową, po katastrofie lotniczej tylko Rosja i Gruzja ogłosiły ją u siebie (na tę chwilę – podobno Litwa też chcę). Nie mówię oczywiście o żaden podwójnej moralności zachodu. Bardziej mam na myśli fakt, że „może te ruskie nie są takie złe”.
***
Z prezydentem Kaczyńskim było trochę jak zdaniem niektórych z demokracją – nie był dobry, na horyzoncie nie było jednak lepszych (wśród elit rządzących Polską po 89). Miał olbrzymi przerost ambicji i poważanie wśród środkowoeuropejskich przywódców. Czasami mam wrażenie, że chciał zrobić coś na wzór „międzymorza” z planów Piłsudskiego. Tylko, że epoka nie ta, bo w czasach Unii Europejskiej i NATO nie ma miejsca na małe sojusze pod nosem mocarstw. Takie rzeczy (np. mała ententa) wychodziły w dwudziestoleciu międzywojennym.
***
Wybory dzisiaj zapowiadają się – cokolwiek napisać – dziwacznie. Po pierwsze, cała parlamentarna opozycja potraciła swoich kandydatów, po drugie, muszą się one odbyć do 20 czerwca. To będzie najkrótsza kampania prezydencka w Polsce jak dotąd. I nie wiadomo też jak zachowa się tłum czy na fali współczucia i gloryfikacji zmarłego wygra „ktoś” z opozycji, czy raczej Komorowski okaże się dobrym szefem pałacu w ciężkich chwilach i zasłuży sobie w oczach społeczeństwa na fotel głowy państwa. Oby jednak to pierwsze.
***
TVN przechodzi samo siebie. Nie mówię nawet o szopce, to wiadomo będzie wszędzie i gdyby wszyscy mieli tyle kasy to wszędzie byłoby tak samo. Dwie sytuacje:
1.Dzień dobry TVN, telewizja śniadaniowa Sołtysik gada z kolesiem, który piszę scenariusze, dowiaduje się o tragedii i………. pyta gościa czy z tego byłby dobry scenariusz (?!).
2.Kwaśniewski w studiu w TVN 24, dziennikarz zaczyna popis publicystyka, najpierw „Dlaczego pan nie poleciał? – Bo nie byłem zaproszony”. Do tego pytania o reakcję gdy się dowiedział (?!). Czerwony król musiał jeszcze odpowiedzieć co sądzi o samolocie, którym leciał Kaczyński, jego żona, szefowie wojska, szef IPN, prezes NBP, kilku posłów, senatorów i brukselczyków-sprzedawczyków oraz wielu wielu innych, pełna lista ofiar na każdym portalu.
***
Czas na banał: Sytuacja pokazała jak kruche jest życie, do tego wymazała sporą część elity politycznej III RP – mnie to w chuj ruszyło. Nawet żarty nie bawią jak po wcześniejszych tragediach. Serio.