Friday, August 20, 2010

Futbol z drugiej strony.

Wyniki sondy są przybijające, 70% czytelników tegoż blogu nie interesuje się piłką nożną w ogóle. Skąd się to bierze, dlaczego najpiękniejszy sport świata odrzucany jest przez wielu i szufladkowany jako rozrywka dla plebsu? Jakim cudem ktoś twierdzi, że wydanie 100 PLN na koncert jest w porządku a na mecz to już strata pieniędzy? Boli mnie okropnie, kiedy osoby nie siedzące w futbolu zniżają mecz piłkarski, święto, do stwierdzenia „kilku facetów biega za kawałkiem gumy”. To się po prostu w głowie nie mieści jak wielka jest ignorancja przeciwników tej pięknej gry. Równie dobrze mógłbym stwierdzić, że koncert Beatlesów to było 4 kolesi, którzy szarpali metal przyczepiony do drewna, Miles Davis to asfalt, który dmuchał w polerowaną rurę, a freski w Watykanie to rysunki tylko, że na ścianie a nie kartce z bloku.
Przyszedł czas żeby się obudzić i zrozumieć, że piłka nożna to nie jest 90 minut nudy. To jest uczta, to jest święto. Futbol to zjawisko, w którym pierwiastek romantyczny w postaci kibicowania, cudownych bramek i wielkich osobowości miesza się z pierwiastkiem ścisłym, w tej roli żelazna taktyka, konsekwencja i rzuty wolne bite co do milimetra. Przecież wszystkie mecze piłkarskie są zupełnie inne, to jest szaleństwo, sport oficjalnie uprawiany od ponad stu lat nie potrafi się powtórzyć. Z innej ręki, koncert muzyczny. Przecież setlisty ustala się już przed koncertem, na gigu takiej Madonny wszystko jest dopięte na ostatni guzik, ona co wieczór gra tak samo, odwala fuszerkę, wychodzi śpiewa to samo w ten sam sposób. Wpiszcie piosenkę i odpalcie ją na youtube z 4 różnych gigów z tego samego tournee! A mecz? Ktoś powie „przecież 100 milionów meczów przed tym kończyło się już wynikiem 3-0”, większej bzdury nie słyszałem, boisko rządzi się swoimi prawami. Każde spotkanie to odmienne założenia taktyczne, wykonywane z największą starannością przez poszczególnych ludzi, którzy posiadają w sobie ten boski pierwiastek „innego wymiaru inteligencji”.
Wielu szarych kibiców było zawiedzonych wynikiem finału mundialu, że niby tylko 1-0. Bardzo złe podejście, w piłce nożnej podobnie jak na przykład w muzyce nie trzeba ustrzelić hattricku żeby wygrać mecz. Iron Maiden np. nagrali ostatnio kolejną płytę, która brzmi jak wszystkie 20 przed nią, i co, że muzycy tej grupy z pewnością mają lepszy warsztat niż ci z Sex Pistols czy Joy Division skoro ani przez sekundę, żadna solówka nie zbliża ich do absolutu? Ironi strzelają gole tylko, że samobójcze. Tak samo jest w futbolu, to nie ma znaczenia jak świetny posiadasz drybling, ile razy umiesz podbić piłkę, jeśli nie dasz się okiełznać trenerowi, nie pojmiesz niuansów taktycznych, nie zrozumiesz, że jesteś tylko jedną z twarz kolektywu to możesz być bohaterem tylko własnego podwórka. Faktycznie finał skończył się jedną bramką, ale trwał emocjami, żelazną konsekwencją, bezbłędnym egzekwowaniem trenerskich wskazówek.
Każdy z was wie, że dobry producent potrafi nawet z średniego zespołu wycisnąć zajebisty numer/płytę. Nie każdy z was rozumie po co 11 kolesiom jest potrzebny ktoś kto powie im jak kopnąć piłkę. Nie w tym rzecz, trener nie musi mówić zawodnikom jak mają biegać. On musi być ich ojcem, bratem i terapeutą. Musi być matematykiem, kryptologiem, który przełamie szyfry obcej defensywy, musi znaleźć sposób na przypiłowanie zębów ofensywie rywala. Jak wielu z was trywializuje rolę piłkarskiego menadżera? Ci współcześni filozofowie są niezrozumiali, są odludkami, historia nie pamięta wielu świetnych trenerów, zawodnicy przechodzą do historii, drużyny, stadiony i mecze, trenerzy? Za rzadko. Ale czasy się zmieniają, wspominałem o matematycznym, ścisłym pierwiastku piłki nożnej. Jose Mourinho udowadnia, że trener nie musi być kolesiem co stoi gdzieś z boku i mówi zawodnikom, którą nogę mają postawić teraz. Nie dość, że jest bodaj najtęższą głową współczesnej myśli piłkarskiej, nie dość, że w ciągu 7 lat kariery zdobył 20 trofeów, to jeszcze jest synonimem zajebistości z nienaganną stylówą. Człowiekiem, który przełamuje tabu, kiedy po raz drugi zdobył Puchar Ligii rzucił medalem w trybuny mówiąc: Ja już taki mam. Ciągle jednak nie doszliśmy do meritum, o co kaman z tym pierwiastkiem ścisłym, z fizyką i matematyką futbolu. Otóż czytajcie uważnie, czy znacie klub piłkarski Porto? Zakładam, że 1/3 może znać. Mourinho prowadził Porto, w sezonie 2003/04 zdobył puchar Ligii Mistrzów (to coś jak 10 milionów sprzedanych płyt i ocena 9.5 na pitchforku). Po drodze pokonał – UWAGA ZNAJOMA NAZWA – Manchester United, nie dlatego, że miał lepszych zawodników, ładniejsze koszulki, bogatszego sponsora, czy rywale mieli gorszy dzień, ale dlatego, że rozłożył defensywę wyspiarzy na części pierwsze, znalazł słabe punkty w machinie z północy Anglii.
W piłce nożnej nie ma miejsca na przypadek, to, że zawodnik biegnie w lewo nie wynika dlatego, że tam mu się podoba. To tak samo jak w muzyce, w pewnym miejscu pasuje tylko pewien akord, czasami trzeba odrzucić chujową solówkę na rzecz dobrego mostku. Przyznaje, że czasami trzeba głęboko spojrzeć, aby zobaczyć piękno, równo przesuwające się linie defensywy, misterne prostopadłe podania czy wysmakowane krosy wzdłuż boiska. Ale warto. To tak samo jak z muzyką, od razu doceniłeś Kid A? Urodziłeś się z uwielbieniem dla Loveless? Bramki są tylko wiśnią na torcie zwanym piłką nożną. Torcie przepysznym dodam jeszcze.

No comments: