Sunday, September 13, 2015

Nowych dróg! Tu i teraz!

    Konflikt na Ukrainie chyba ostatecznie przechodzi już w kolejną (drugą, trzecią?) fazę. Zamiast szalejących płomieni ogniska mamy lekko żarzący się krąg. Kreml do mistrzostwa opanował już tę strategię, wcześniej - wspomnieć Naddniestrze czy zbuntowane gruzińskie prowincje. Wygląda na to, przyznaje to już nawet Arsenij Jaceniuk, że (dziwna) wojna będzie trwać być może całe pokolenia.


    Wielokrotnie nawoływałem w tym miejscu do twardszego kursu wobec Kremla, psioczyłem na uległość zachodnich elit, które wzorem Chamberlaina przed II wojną światową, cieszyły się kolejnymi świstkami papieru zwanymi hucznie planami rozwiązania konfliktu. Po niecałych dwóch latach od rozpoczęcia Euromajdanu Angela Merkel na myśl o tym, że miałaby podejmować kolejną próbę mediacji między Moskwa a Kijowem pewnie wolałaby zejść do najgłębszej z kopalń w Zagłębiu Saary. Od początku zresztą widać było, że kanclerz Niemiec jak i prezydent Francji czy premier Wielkiej Brytanii woleliby uniknąć całego zamieszania. Wyraźnie działali będąc między młotem a kowadłem - w tych rolach tamtejsza finansjera kontra opinia publiczna.


    Rzucało się w oczy, że pomoc dla Ukrainy była symboliczna w stosunku do potrzeb. Niechęć do wysyłania wojska, a nawet do sprzedaży broni owocuje dzisiaj tym, że konfliktu nie uda rozwiązać się w przewidywalnej perspektywie czasu. Unijna jedność kolejny raz okazała się raczej pobożnym życzeniem, kraje południa nie widziały potrzeby by nawet stwarzać pozory działania, zaś bardziej doświadczone moskiewską dominacją kraje wschodu błagały o jakiekolwiek zaangażowanie w -  słusznej - obawie przed groźnym precedensem zmieniania granic w regionie. O tym, że historia lubi się powtarzać nie trzeba nikogo przekonywać, w latach 30 Francja podpisała z Hitlerem układ w myśl, którego zachodnia rubież jego państwa miała być nienaruszalna. Ani słowem nie wspomniano jednak o wschodniej - skutki wszyscy znamy. Nie jest trudno doszukać się paraleli pomiędzy Niemcami, którzy w wyniku traktatu wersalskiego znaleźli się w Czechosłowacji czy Polsce, a Rosjanami zamieszkującymi po upadku ZSRR zachodnie - byłe już - republiki radzieckie.


    Wracając do dzisiejszych spraw, w swojej natrętnej - często przybierającej absurdalny rozmiar - rusofobicznej propagandzie media posunęły się już bardzo daleko. Podobnie zresztą Władymir Putin, który grając na sentymentach narodu, nakręca pozbawioną fundamentu politykę imperialną. Gospodarz Kremla zdając sobie sprawę z tego, że Zachód nigdy nie zdecyduje się na otwartą interwencje dociska śrubę, czego ofiarą padają jego poddani (pasuje zdecydowanie bardziej niż społeczeństwo) zmuszani do większego wysiłku. Ograniczone sankcje są pozbawione sensu, skoro żywność objętą embargiem Rosja może kupić za pośrednictwem swoich przyjaźniej nastawionych sąsiadów, a w świecie globalizacji również ograniczenia w sprzedaży dóbr luksusowych brzmią absurdalnie. Najważniejsze zaś surowce energetyczne żyją swoim życiem jak gdyby wojna dla nich nigdy nie wybuchła.


    Co więcej Unia Europejska w tym momencie walczy już na kilku frontach. Wciąż pogrążona w kryzysie jest Grecja, a i w pozostałych państwach ciężko powiedzieć, że gospodarki rosną w zawrotnym tempie. Zaś niespodziewanym gromem stała się sprawa exodusu Syryjczyków, która doprowadziła już do tego, że prominentny eurokrata Martin Schulz w niemieckiej ZDF grozi użyciem siły wobec państw niechętnych przyjęciu uchodźców. Ja osobiście nie wiem czy jestem bardziej zażenowany czy zaszokowany, ale przecież od dawna już piszę, że UE jako coś więcej niż układ gospodarczy jest pozbawiona sensu. Z niepokojem obserwuje również wzrost nastrojów nacjonalistycznych, które - wbrew rachunkom rodzimych "patriotów" - uderzą nie tylko w przybyszów z innych regionów świata, ale również w naszych rodaków mieszkających zagranicą. Czy taki David Cameron serio wierzy w swoje słowa, gdy mówi, że Polacy zabierają pracę Brytyjczykom? Czy rodzimy Anglik byłby chętny do pracy za najniższą krajową na zmywaku czy w hotelu? Wszyscy znamy odpowiedź. Kiedy kilka lat temu w Hiszpanii trwał bunt młodych na transparentach wypisane były hasła o 1000 euro jako głodowej pensji. U nas 1000 euro to pensja, na którą wiele osób po cichu liczy w głębi ducha, kiedy idzie na studia i niech nikt mi nie mówi, że życie w Kordobie jest droższe niż we Wrocławiu, bo oprócz tego, że Hiszpania jest producentem warzyw na całą Europę, to jeszcze zakładam, że kaloryfery odkręcają może na tydzień w roku a może wcale. Na marginesie dodam, że we Francji w przedwyborczych sondażach prowadzi pani Marine Le Pen, jej ewentualne zwycięstwo może zatrząsnąć Unią w posadach o wiele, bardziej niż kolejne kryzysy.


    Rosja zaś ze swojej strony wykonała gest pojednawczy wysyłając wojska do Syrii. U nas nie podjęto nawet debaty w tej sprawie. Mówimy o przyjmowaniu uchodźców nie mając żadnego planu rozwiązania konfliktu tam na miejscu, a przecież każdy wie, że tego nie da się załatwić dobrą wolą i nakłanianiem ISIS i Asada do rozmów. Z dwojga złego, lepiej mieć u swoich bram świeckiego dyktatora niż fundamentalistów, po których ciężko spodziewać się by zdecydowali się żyć w przyjaźni i pokoju. 90% tych, którzy dzisiaj byliby gotowi umierać za przyjęciem uchodźców (albo chociaż wstawić przejrzystą infografikę na fejsbuku) nie wyobraża sobie zapewne wysyłania naszych wojsk, a wśród nich jakiś procent stanowią pewnie i tacy, którzy kazaliby zadać sobie pytanie czy nie lepiej byłoby rozwiązać siły zbrojne, a zaoszczędzone pieniądze rozdać na rozwój kultury i macbooka dla każdego. Nie ma prostych recept na syryjski problem, ale pewne jest jedno - przyjmowanie uchodźców samo nie rozwiąże tego węzła gordyjskiego.


    Gdzie w tej układance jest miejsce Warszawy? Oberwali nasi rolnicy i przedsiębiorcy, a mało tego nie mogliśmy nawet sprzedać broni. Nie mówimy przecież o eksporcie dla jakiegoś afrykańskiego watażki dokonującego ludobójstw. Mówimy o jednym z najbliżej spokrewnionych narodów, naszym sąsiedzie, który postanowił wyrwać się spod moskiewskiej kurateli. Takie zamówienia mogłyby przecież pomóc napędzić rodzimą gospodarkę. Oczywiście pełna zgoda, że o wiele lepiej byłoby gdybyśmy mogli sprzedawać nowoczesne technologie, ale w sytuacji, w której jest nasz kraj nie wolno wybrzydzać. Podobnie jak na solidarność energetyczną tak i na to nie ma zgody "z góry".


    Wielokrotnie w tym miejscu podkreślałem również swoje przywiązanie do demokracji i wolności - nawet jeżeli zachodni sposób jej pojmowania nie zawsze wyczerpuje nasze wyobrażenia. Wbrew uproszczeniom korwinistów i narodowców demokracja jest dobrem. Łatwo jest wychwalać Rosję czy Chiny siedząc sobie w mieszkanku i mając możliwość korzystania choćby z nieograniczonego internetu. Ciekaw jestem czy gdyby po "Putinie" przyszedł inny wódz, który miałby inny pogląd i odgórnie narzucał go naszym zatwardziałym prawicowcom to czy równie chętnie mówili by o przewadze rządów autorytarnych. Przykład PRL pokazuje, że oczywiście nie. I choć nasza demokracja wciąż pozostaje cyrkiem zarządzanym z zewnątrz to społeczeństwo obywatelskie zdolne do rozliczania polityków z ich obietnic i do artykułowania własnych wymagań właśnie dorasta. Jeszcze jedno, dwa pokolenia i jestem spokojny, że przynajmniej o takich żenujących rządach jak te PO będziemy mogli zapomnieć. Co oczywiście nie znaczy, że mamy biernie czekać aż ten dzień nadejdzie. Bynajmniej! Naszą rolą, rolą społeczeństwa jest wymuszanie na klasie politycznej realnych i samodzielnych działań, wspieranie ruchów oddolnych i eliminacja przyspawanych do stołków elementów partyjnego betonu, a także autorytetów medialnych, które o samodzielnym myśleniu dawno zapomniały (nie mówię oczywiście o fizycznej eliminacji, ale o marginalizacji w życiu publicznym).


    Odszedłem od głównego wątku, ale nie przez przypadek, bo choć w idealnym świecie zachód szybko i sprawnie przeprowadziłby akcje pomocy Ukrainie to w rzeczywistości od początku konfliktu jak na dłoni widać, że zdeterminowana jest tylko jedna strona. Ponad to Polska, jak największy sąsiad Kijowa w UE i potencjalny lider regionu jest w zasadzie zepchnięta na margines do roli co najwyżej potakiwacza. Wszyscy pamiętamy żeby wyzbyć się jakichkolwiek ambicji międzynarodowych, tfu to znaczy "niepotrzebnie nie wychodzić przed szereg"! Wobec tego warto byłoby przewartościować politykę wobec wschodniego sąsiada i spróbować wyrwać dla siebie jakieś korzyści (niższa cena gazu chociażby) w zamian za poparcie dla Moskwy na brukselskich salonach. To z czym kraje zachodu nigdy nie miały problemów - Realpolitik. Tym bardziej, że już niedługo po dnie Bałtyku gaz popłynie przez Nord Stream II, o czym ten typowy Janusz i Grażyna nie wiedzą, bo "we wiadomościach tylko o uchodźcach było". Widać wyraźnie, że wojna na wschodnich rubieżach Ukrainy ze śmiertelną powagą jest traktowana tylko w naszym regionie. Dla Putina wygodniej by było, gdyby Polska zajęła bardziej otwarte stanowisko, z krajów mocno opowiadających się za twardą polityką wobec Kremla miałby już do "przekabacenia" tylko bałtyckie republiki i byłą Czechosłowację. Jest to ważne tym bardziej, że wygląda na to, iż deal został już między wielkimi zatwierdzony i teraz zostało tylko zmiękczać postawę innych. Chyba, że gospodarz Kremla nie jest zainteresowany rozwiązywaniem sytuacji i woli podgrzewać konflikt w nieskończoność, ale w takim wypadku sam kręci na siebie bata, bo to wiąże się z ciągłymi wydatkami, większymi niż w wypadku Abchazji, Osetii czy Naddniestrza.


    Pamiętajmy cały czas: dla Moskwy nie ma czegoś takiego jak partnerstwo z Polską, ale sytuacja z wspomnianym wyżej gazociągiem powinna jednak otworzyć oczy, każdemu odpowiedzialnemu politykowi i dziennikarzowi - nie wolno zaprzestać poszukiwań alternatywnych kierunków rozwoju kontaktów zagranicznych. Dlatego choć trzeba próbować z Rosją prowadzić dialog i wyciągać z tego jak najwięcej, to nie może on nigdy mieć najwyższego priorytetu, musimy mieć oparcie w strukturach zachodu, ale musimy też pogłębiać dogadywać się z innymi graczami. W mojej głowie do rangi symbolu urosło, że na szczycie szefów rządów państw Europy Środkowo-Wschodniej i Chin, w ubiegłym roku w Belgradzie, Polska (jako jedyny z 16 krajów) nie wysłała premiera - pani Kopacz była zajęta PRZYGOTOWANIAMI do odbywającego się KILKA DNI PÓŹNIEJ szczytu Unii.


    Skutkiem dogadania się z Moskwą musi być - niestety - okrojenie terytorialne Ukrainy, a także odłożenie - na nieokreślony czas - europejskich aspiracji Kijowa na bok. Winy za to nie będzie ponosić w żadnym wypadku Polska. Krym jest już stracony i nikt poważny nie będzie żądał od Rosji jego zwrotu. Oddanie jakiejkolwiek części reszty terytorium Moskwie, bądź faktyczny podział na dwa państwa przyniosłoby skutek odwrotny do zamierzonego. Nie jest niemożliwy scenariusz, w którym w takim wypadku władzę w Kijowie objęliby faszyści. Dzisiaj faktyczny wpływ prawego sektora jest ograniczony. Polska prawica zdecydowanie przesadza, wszelkie gesty tolerowania tego typu zachowań jakiegoś marginesu społeczeństwa są zrozumiałe, władza centralna jest zbyt słaba by prowadzić wojnę na kilku frontach (zwłaszcza jeżeli jedna z nich nie jest metaforyczna). Idealny scenariusz byłby taki, że Krym zostaje przy Rosji, a w następnych wyborach do Kijowa wraca polityki promoskiewski. Problemem pozostaje tylko czy taki prezydent mógłby zostać zaakceptowany przez społeczeństwo. Najważniejsze dla nas by sytuacja za wschodnią granicą była możliwe jak najstabilniejsza, nawet za cenę "honoru". Ci, którzy najgłośniej zawyliby z oburzenia nad utratą honoru zazwyczaj na co dzień wycierają sobie nim gęby.


    Tylko kto w Polsce mógłby się podjąć takiego zadania? Jak widzom Faktów i Wiadomości wytłumaczyć teraz ten deal? Ewa Kopacz jest postacią, przez którą na kilka miesięcy przestałem zupełnie śledzić politykę. Każde przemówienie tym samym łamiącym się głosem i w kółko te same sentencje o PiSie dzielącym Polaków. Kiedyś taki język działaczy PO był po prostu irytujące, ciągłe zasłanianie własnej pustki programowej widmem opozycji. Teraz męczący bardziej niż kiedykolwiek, bo widać, że robią to pomimo, iż w sondażach notowania lecą na łeb na szyję, a Bronisław Komorowski przegrał nawet w obliczu przyznanego mu ad hoc, w środku czerwca, tytułu człowieka roku (na marginesie, ciekawe kiedy w Wyborczej robią podsumowanie ostatnich 12 miesięcy, w połowie września?) Ewa Kopacz nie jest politykiem samodzielnym, zaś Platforma wypełnia wolę Berlina/ Brukseli widać to było wyraźnie przy okazji wspomnianego już Euromajdanu.


    Niestety cudów nie należy spodziewać się po ewentualnym rządzie PiS (choć wydaje się, że gorzej być nie może). Wątpię by formacja była zdolna do przeskoczenia własnych uprzedzeń i fobii. Na prawicy wciąż większe wpływy ma taki Błaszczak niż Gowin, a szkoda! Pytanie zależy również od tego, czy Jarosław Kaczyński wzniesie się ponad osobisty uraz, bo choć nie odrzucałbym od razu myśli, że Beata Szydło może mieć swój autorski program, to jednak większość w sejmie będzie w rękach Prezesa. Będzie on cenzorem prac rządu. Wszystko wskazuje na to, że PiS dalej będzie raczej brnąć w budowę antyrosyjskiego sojuszu, potwierdzeniem tej tezy może być fakt sposobu w jaki potraktował on Orbana, który przypomnę jeszcze raz: nie wyłamuje się z sankcji, po prostu zadaje pytania.


    Dodatkowo od katastrofy smoleńskiej minęło już 5 lat, a w polityce to wieczność. Wiadomo, że położyliśmy śledztwo i winna temu jest tylko i wyłącznie Platforma, sprawa ta dobitnie jak żadna inna pokazała nasze miejsce w szeregu: gdzieś obok Ekwadoru i Togo. Dzisiaj jednak już nie cofniemy czasu, ta sprawa jest stracona. Wydaje się, że nawet w PiSie zdają sobie z tego sprawę - oby tak było - i powoli, rakiem działacze partii wycofują się ze swoich buńczucznych zapowiedzi - robiąc to niejako przy okazji kampanii wyborczej. Nie mówiąc o tym, że nie wolno kształtować naszych relacji przez pryzmat doznanych kilkanaście, kilkadziesiąt lat temu krzywd, bo wtedy nikomu nie moglibyśmy podać ręki, ani Niemcom, ani Ukraińcom, ani Rosjanom, ani tym bardziej zgniłemu zachodowi. Tymczasem przy okazji imigrantów odżył w prawicowym internecie temat odsieczy wiedeńskiej, serio? Serio ludzie?


    O innych ugrupowaniach szkoda zaś pisać. Lewica czy Nowoczesna (PL) będą kontynuować rolę bezwolnego narzędzia w rękach brukselskich polityków. Niewiadomą jest ewentualne zachowanie w sprawach zagranicznych partii Korwin, bo choć jak tutaj piszę byłbym gotów dobijać deal z Rosją to jednak trzeba pamiętać, że nie może być mowy o żadnej zmianie sojuszy. Z jakiejkolwiek analizy wyłączyć można zarówno PSL jak i inicjatywę Kukiza jako formacje niepoważne.


    Polsce brakuje debaty nad możliwymi kierunkami polityki zagranicznej! Jak ryba wody potrzebujemy otwartej rozmowy, wyłożenia argumentów i chłodnej analizy. To co nam się proponuje w zamian to nic więcej jak dogmatyczne pieniactwo. Nie wiem tylko czy przyczyną tej umysłowej impotencji dziennikarzy i klasy rządzącej jest chciwość czy faktyczne ograniczenia ich możliwości intelektualnych. Zakończę cytatem z ostatniego numeru Nowej Konfederacji "w okres przesileń geopolitycznych i gospodarczych wchodzimy z „państwem istniejącym tylko teoretycznie”: niezdolnym ani do definiowania, ani do realizowania interesu publicznego". Koniec kropka.

No comments: