Wednesday, September 9, 2015

Syryjscy uchodźcy

   Przyszedł dzień, że strach zaglądać na facebooka, bo nagle okazuje się, że tracisz resztki szacunku do innych ludzi. Na jednym z fanpejdży ponad 2000 lajków dostała grafika, która zrównała falę uchodźców z Bliskiego Wschodu do Polaków na przestrzeni dziejów - to kolejny krok w rodzimej pedagogice wstydu. Wychodzą z nas ciągle kompleksy postkolonialne - nazwane przez naszego byłego ministra "murzyńskością". Zawsze musimy się bić i oskarżać o zło świata, to my zabijaliśmy Żydów, II RP była państwem totalitarnym, nasza wina! Nasza wina! Tymczasem zazwyczaj wychodzi po prostu ignorancja i niewiedza.


    Na grafice zaznaczeni są ci, którzy uciekali w wyniku zaborów, wojen napoleońskich czy po powstaniach XIX wiecznych. Wystarczy wziąć do ręki książki od historii. 200 lat temu pojęcie narodu dopiero raczkowało, a Polakiem to się mógł czuć pan co miał gospodarstwo wielkości powiatu, chłop co u niego w polu tyrał miał to gdzieś jak go nazwą, a ten chłop stanowił lwią część całej ludności. Po powstaniach nie było exodusu setek tysięcy, tzw. Wielka Emigracja to była głównie inteligencja, a prości ludzie - znacząca większość - dalej żyła rytmem, który wyznaczała natura i praca na roli u swojego pana - tym razem pruskiego junkra czy rosyjskiego bojara. Ucieczki wielu imigrantów za Ocean w okresie do I wojny światowej nie ma nawet sensu brać pod uwagę jako, że USA to w końcu kraj zbudowany przez imigrantów nie tylko z Anglii, wspomnieć tylko Włochów, Irlandczyków czy Chińczyków, przy nich nasza Polonia wygląda bardzo skromnie. Również często przytaczany argument o rodakach w Iranie jest całkowicie chybiony - po pierwsze za całą operacje zapłaciliśmy w wyniku umowy z Londynem, po drugie ZSRR pozbywał się niewygodnej mniejszości w okresie, w którym hitlerowskie wojska gromiły Armię Czerwoną, zaś Wielka Brytania rozpaczliwe potrzebowała rekruta do walk w Afryce Północnej, gdzie osławiony Afrikakorps Erwina Rommla parł ku Suezowi. Ucieczki w okresie komuny to ponownie raczej wyjazdy ludzi lepiej uposażonych, nie zaś fala ludności. Szukając informacji natrafiłem na liczbę 1 miliona w ciągu 40 lat PRL, przy czym trzeba wziąć sobie poprawkę, gdyż w gorącym okresie 1968 uciekali główni Żydzi, zaś duża część tej liczby to uciekinierzy ze Śląska do RFN, którzy Polakami byli na papierze.


    Można się natomiast zgodzić, że upadek PRL i emigracja zarobkowa to w dużej mierze niestety eksport polskiej hołoty, ale ci, którzy mają tak wrażliwe serca na biednych Syryjczyków, nie zastanawiają się, że rodacy wyjeżdżają najczęściej z obszarów o wysokim strukturalnym bezrobociu, gdzie nikt nie pokazywał ludziom nawet jak można lepiej zadbać o swoje życie. Na wsiach wciąż często obecne jest myślenie rodziców "Po co ci curuś te studia, Marek nasz sąsiad ma syna co ma gospodarkę, zostań tutaj". Nie mówiąc o tym skąd ma się wziąć u ludzi, którzy ciężko harują całe życie w fabrykach za 1500 złotych żeby mieć co do garnka włożyć, wrażliwość na problemy dla nich tak abstrakcyjne jak bezdomne psy w Kosowie czy Syryjczycy, którzy na dworcach chodzą ze smartfonami i zaraz dostaną w Niemczech zasiłek wielkości ich kilku wypłat. Częsta u lewicy wrażliwość obowiązuje tylko inne gatunki (zwierzęta), bądź inne narodowości (Palestyńczycy, Tybetańczycy), a u nas tylko "zawistne polaczki" - innymi słowy "druga strona cebuli". Zamiast gimbopatriotycznego "co złego to nie my", pojawia się naiwne, charakteryzujące się absurdalnym poczuciem wyższości wymieszanej ze wstydem - "co złego to my". Nikt nigdy nie zastanawia się skąd u nas (jak zresztą na całym świecie) ten brak wrażliwości społecznej. Otóż drodzy przyjaciele z lewej strony powiem wam sekretną receptę - jeżeli Polacy będą zarabiać za 8 godzin pracy w fabryce tyle ile zarabialiby za tą samą pracę w Niemczech czy  w Wielkiej Brytani (czyli jakieś 3-4 razy więcej) to nagle by się okazało po kilku latach, że większość Polaków, nie ma nic przeciwko homoseksualistom czy jakimkolwiek mniejszościom,  uchodźcom.


    To może być jednak bardzo ciężkie dla pojęcia przez większość dziennikarzy Natemat.pl czy Wyborczej, bo oni nigdy się z biedą nawet nie zetknęli. Ba! Nawet nie zajmują się prozą dnia codziennego, przecież walcząca z ciemnym klerem Magdalena Środa przyznała sama, że nawet w domu ma kogoś kto sprząta za nią. Jak ktoś kogo stać na zatrudnienie sobie sprzątaczki może moralizować rzeszę Polaków, których nie stać nawet na godziwe przeżycie miesiąca, nie wspominając o luksusach takich jak wakacje raz w roku. Tomasz Lis już wprost atakuje "Wstyd!", oczywiście nawet wśród osób średnio zorientowanych redaktor Newsweeka nie jest uosobieniem rzetelnego dziennikarstwa. Przeciwstawia on "żałosny egoizm i nietolerancje" postawie Niemców, którzy gotowi są przyjąć "prawie milion" uchodźców. Jakim prawem? Jakie kryteria stosuje? Nie mam pojęcia.


    Równie chętnie rozmaici dziennikarze mainstreamowych mediów przypominają o potrzebie europejskiej solidarności, tak więc przypomnijmy jak solidarny był z nami Zachód, nie ma tu sensu odgrzebywanie zaszłości jak Jałta czy Wrzesień 39. Brak baz NATO na terenie naszego kraju, gazociąg po dnie Bałtyku, który minister Sikorski określał "odnowieniem paktu Ribbentrop-Mołotow" (oczywiście nazwał go tak w czasach, gdy jeszcze nie był głową MSZ) i na finał odrzucenie wspólnej polityki energetycznej. Apeluje do wszystkich nie ośmieszajmy się poprzez stosowanie tanich chwytów poniżej pasa mających grać na naszej wrażliwości!


   Zresztą jak wspomniałem wcześniej, ci co najgłośniej krzyczą o potrzebie miłości dla bliźniego z Syrii czy innego zasiedmiogórogrodu, są ostatni żeby jechać teraz na jakąś patologiczną wioskę gdzieś na byłych PGR-ach i zaczynać pracę u podstaw. Bez zbędnej kurtuazji powiem wprost, zajmowanie się bezpańskimi psami czy wrzucanie na facebooku artykułów o różnych "Tybetach" daje na pewno większy poklask w towarzystwie niż pomaganie żyjącym na granicy ubóstwa rodzinom z obskurnych kamienic albo osiedli z wielkiej płyty, a przecież to jest koło nas! Czy tak bardzo spowszedniało nam nasze piekiełko, że będziemy teraz wzorem Bono ratować cały świat?  Mamy tak wiele problemów tutaj u nas na miejscu! Minimum egzystencji to około 1771 zł miesięcznie dla rodziny czteroosobowej, według danych GUS w 2012 roku poniżej tego wskaźnika żyło prawie 7% Polaków. Wyobraźcie sobie to. Tysiak idzie na mieszkanie a za 771 złotych, dla czterech osób, to można jechać co najwyżej na parówkach z biedronki i jajkach 2,7zł za paczkę. Takie zakupy wywołują oczywiście jazgot w internecie, że dlaczego ludzie godzą się na takie traktowanie zwierząt, chów klatkowy itp. Czy wy wolnomyśliciele lewicy wierzycie, że ktoś kupuje takie jedzenie bo mu się tak podoba?


   Kończąc wątek polskiego piekiełka dorzucę jeszcze dwa grosze. W 2012, prawie 2/3 osób w grupie 15-24 lat i nieco ponad 1/3 osób w grupie 25-39 jest zatrudniona na umowach terminowych - bez szans na stabilizacje finansową czy kredyt na mieszkanie. Te same media, które mówią o ksenofobii naszych współobywateli równie chętnie piszą z rozczarowaniem o "roszczeniowej" postawie młodego pokolenia i płaczą nad odrzucaniem przez młodych demokracji. Czy jednak kogokolwiek żyjącego "normalnym" życiem może to dziwić? Ludzie zachodzą w głowę po co nam wybór skoro i tak rządzą ci sami, nie ma żadnej kontroli demokratycznej bo około połowa (wnioskując po najlepszych frekwencjach wyborczych) dawno straciła już zainteresowanie polityką, wielu ludzi informacje czerpie tylko z silnie zideologizowanej telewizji. W moim miasteczku  znaczna obywateli, którzy mogą głosować, ma już ponad 50 lat, bardzo często pracują praktycznie od początku zawodowej kariery w jednym zakładzie i oni nie czują problemu, że nie ma miejsc pracy dla młodych, że większość osób kończących szkołę średnią wyjeżdża. Jest cisza, spokój, nowa droga rowerowa, ładne rondo, więc czemu zmieniać władzę? Przypuszczam, że takie podejście jest obecne również u wielu innych wyborców na terenie całego kraju, a moja niewielka mieścina jest taką małą Polską (niczym Powiśle w "Lalce"Prusa).


    Wracając do wątku uchodźców, ja nie mam nic przeciwko. Uważam, że jakąś - ograniczoną i bank nie narzuconą odgórnie przez Brukselę - ilość uchodźców należy przyjąć. Jeżeli nasze państwo stać na robienie referendum, które i tak z góry było wiadomo, że pójdzie do kosza, a miało tylko przyciągnąć wyborców Kukiza do skompromitowanego byłego prezydenta, za 100 milionów złotych, to stać nas na przyjęcie kilku tysięcy osób. Jednak zanim to zrobimy oczekiwał bym od elity jasnych planów, gdzie ich zamierza przyjąć (nie wyobrażam sobie zrobienia 3-4 gett pod największymi miastami), opracowania szczegółowego planu aktywizacji zawodowej i nauczenia w stopniu komunikatywnym języka.


    Proszę jednak pamiętać, że nawet przyjęcie 2000 uchodźców (choć już teraz po kilku dniach ta liczba wzrosła do 11 tysięcy, a znając UE na pewno jeszcze i tę liczbę będzie próbowała podnieść) nie rozwiąże problemu ksenofobii i nienawiści spowodowanych oderwaniem od rzeczywistości elit (tak polityków jak i sprawujących rząd dusz dziennikarzy) i warunkami życia, które zachęcają raczej do alkoholizmu/ucieczki/samobójstwa niż do aktywnego życia i tworzenia społeczeństwa obywatelskiego. Jeżeli ktoś czeka kilkanaście lat na wyrwanie się z nędzy i znalezienie normalnej pracy, a przyjezdny dostanie to wszystko od ręki to efektem tego może być tylko jeszcze większy wzrost zjawisk patologicznych.


     Warto też by wszyscy tak chętnie zapraszający do nas uchodźców zastanowili się, dlaczego w krajach arabskich nie ma demokracji, dlaczego jeżeli już odbywały się wybory to wygrywały najczęściej partie bliskie islamskim fundamentalistom. Ci, którzy do nas przyjadą, to nie będą fascynaci humanizmu, którzy pod pachą przywiozą ze sobą dzieła Kierkegaarda, Camusa, a na pierwszą wycieczkę w nowym miejscu udadzą się miejscowego muzeum by później gdzieś na mieście zjeść sobie kotleta z soczewicy, a wieczorem pójść nad rzekę doznawać przy browarku ambientów. Lewicujący myśliciele, którzy tak łatwo znajdują w polskim życiu codziennym szowinizm i patriarchalne wpływy powinni zadać sobie pytanie jak wygląda życie kobiet tam na miejscu w Syrii, czy nawet we wspólnotach muzułmańskich w zachodniej Europie.


    Last but not least - byłem w Niemczech i niezależnie czy mówimy o dużym mieście czy wioskach turecka mniejszość (ale i polska) tam żyje bardziej obok rdzennych mieszkańców niż razem z nimi. Brak asymilacji jest poważnym problemem i o ile u nas niechęć do przyjmowania uchodźców wynika - moim zdaniem - z przyczyn materialnych o tyle na zachodzie jest to zwyczajne zmęczenie brakiem postępów w polityce multikulturowej. Bo nastroje ksenofobiczne rosną również tam, gdzie teoretycznie znajduje się światowe centrum tolerancji, gdzie nie ma "polaczkowatej małostkowości".


    Dlatego zanim po raz kolejny wrzucimy zdjęcie dziecka umierającego w podróży do Europy, albo rasistowski komentarz zastanówmy się nad tym wszystkim gruntownie. Bez długofalowej strategii co z uchodźcami zrobić i - ważniejsze - jak rozwiązać konflikt tam na miejscu, wpuszczanie tysięcy Syryjczyków jest nie do przyjęcia jako zwyczajnie pozbawione sensu. Nie zapominajmy jednak, że to też są ludzie i nie róbmy z siebie głupszych niż jesteśmy.

No comments: